piątek, 28 czerwca 2013

Techniki: frywolitka

Jako tej obdarzonej największym słowotokiem przypada mi zaszczyt rozpoczęcia cyklu artykułów dotyczących technik, których można się nauczyć na naszych warsztatach. Absolutnie nie roszcząc sobie praw do bycia wyroczniami w tych kwestiach, chciałybyśmy opowiedzieć trochę o historii danej techniki, powiedzieć nieco o sposobie pracy, używanych narzędziach itp. Na okrasę przyznamy się, jak wyglądały nasze debiuty. 
Zapraszam do czytania ;)
Oto odcinek pierwszy - frywolitka



Frywolitka, obok koronki igłowej i klockowej, zalicza się do tzw. koronek właściwych. Najstarsze ślady węzełków wykopano w Egipcie. W związku z tym, że jakimś cudem najstarsze pozostałości większości technik pochodzą właśnie stąd, mam teorię, że Egipt został po prostu wyjątkowo dokładnie przekopany przez archeologów...ale, z faktem nie da się dyskutować, starszych pozostałości frywolitek nie odnaleziono nigdzie. Te wykopane resztki nie wyglądają jeszcze tak, jak koronka ze zdjęcia powyżej. To same węzełki, co do których są wątpliwości, czy nie są aby resztkami makramy, ponieważ koronkę frywolitkową rozpoznaje się po tym, że jest złożona z kółeczek i łuczków. Takie w pełni odpowiadające definicji koronki były popularne w XVII wieku, wynaleziono je zapewne niewiele wcześniej. Wtedy też powstała nazwa, która budzi... ciekawe skojarzenia. Nie da się zaprzeczyć, jest to najładniej (moim zdaniem) nazwana koronka. Koronka czółenkowa, bo i tak się czasem mówi, ma dużo mniej wdzięku. Po rozkwicie tych kilkaset lat temu moda na frywolitkę naturalnie odchodziła i wracała razem z modą na koronki w ogóle. Najnowszym wynalazkiem jest pomysł wyrobu biżuterii koronkowej, który na oko można wydatować na "kiedyś w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat".

Osobną, dość ciekawą opowieścią, są narzędzia. Robiąc frywolitki koniecznie używamy szydełka. Stanowi ono jednak tylko dodatek. Najważniejsze jest czółenko. Na zdjęciu poniżej widać moje ulubione drewniane czółenka.


Wyglądają skromnie, ale wielbię je całym sercem. Są idealnie ergonomiczne. Swego czasu rozpisałam się na swoim osobistym blogu na temat czółenek, można poczytać tu. Podkreślam, że jest to moja absolutnie subiektywna ocena.



Jak ta zabawa zaczęła się dla mnie? Kiedy zaczynałam kurs instruktorski, przy zapoznawaniu się z tymi wszystkimi mi podobnymi pasjonatami, parę razy padło zdanie "i robi frywolitki" jako synonim spektakularnych umiejętności. Ale my wtedy zieleni byliśmy... w każdym razie, na drugim zjeździe pojawiła się dziewczyna, która poziomem swoich prac w tej tajemniczej technice wbiła mnie z grunt. Do dziś to robi... co istotne, okazała się dobrą koleżanką, która z entuzjazmem podzieliła się swoją wiedzą. Tzn, pożyczyła mi płytę z filmem instruktażowym, a potem pomogła rozwiązać problemy pracy w realu. Mimo, że ucząc się namarnowałam nici na potęgę i popełniłam parę projektów jak z sennego koszmaru, udzielił mi się jej entuzjazm. Szczególnie zapaliłam się do nauki, kiedy odkryłam najważniejszy atut pracy nad tą techniką - frywolitki są idealne dla mobilnych, wiecznie gdzieś lecących jednostek. Wszystko robi się nad nitką albo pod nią, można wiązać koronki w tramwaju, w trzęsącym się autobusie, na korytarzu instytutu. Nie trzeba celować drutem czy szydełkiem w oczko, nie wymaga żadnych specjalnych warunków pracy. Tylko trochę światła. Na dodatek, w każdej chwili można zwinąć zawadzającą robótkę w kłębek, wrzucić do torebki, i nic się nie popruje! Tu w pełni autorytarnie się wypowiadam. Naprawdę, rozpoczęte robótki przeciwstawiłam najpaskudniejszym trudnościom dnia codziennego i wyszły z tego cało. Chyba, że się nitka urwała, ale to w trzyletniej karierze zdarzyło mi się może raz. Daje się chyba wyczuć w tonie tego tekstu, że to moja ulubiona technika. 

A na dowód, że koronki to nie tylko do bielizny czy na kostiumiki dla matron, prezentuję mojej roboty Małego Smoka Norweskiego, wykonanego według wzoru Anne Bruvold. 


I na zachętę - taki smok, który jest najeżony różnymi bardzo praktycznymi technicznymi rozwiązaniami, jest tematem jednego z frywolitkowych warsztatów.

 Miśka

czwartek, 27 czerwca 2013

Nadszedł TEN dzień



Postanowiłyśmy w końcu wejść w trzeci wymiar.

Na początku był tylko facebook.
Następnie dobrnęłyśmy do etapu strony.
Od dziś mamy także blog :)


Będziemy w nim prezentować relacje z warsztatów i innych wydarzeń, w których uczestniczyłyśmy jako Pracownia, tutoriale, aktualne inspiracje i wszystko co nam na myśl przyjdzie.